poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 3 : Zakochany duch

Rolanda Hooch słusznie była nazywana jastrzębiem.Jej czysto żółtym oczom nic nie mogło oszukać.Było to oczywiście przydatne na meczach quidditcha,podczas lekcji latania również,lecz czasem stwarzało kłopoty dla uczniów.
-Rose!
Julia natychmiast schowała różdżkę zza pazuchę.Jej plan zwalenia Sylvi z miotły spalił się na panewce.Brunetka zauważywszy jej działania zrobiła w powietrzu pełne koło.Ruda poczuła,jak wzbiera się w niej wściekłość.Że też Hooch pozwoliła tej małej złośnicy jako pierwszej wsiąść na miotłę!Minął zaledwie tydzień,a można było zauważyć wyraźne faworyzowanie gryfonów.Hermiona Granger za udzielenie poprawnej odpowiedzi na pytanie McGonagall zarobiła dla swojego domu pięć punktów,podczas gdy ślizgońska prymuska-Miranda Tools-musiała zadowolić się marnymi trzema.Jedyną sprawiedliwą lekcją zdawały się być eliksiry.Nauczał ich opiekun Domu Węża-Severus Snape-dlatego też nie było mowy o pomijaniu swoich podopiecznych na rzecz sławnego domu.Na szczęście musieli znosić przemądrzałość Granger i uwielbienie Pottera tylko na dwóch lekcjach i oczywiście nauce latania.Według ślizgonów ta lekcja była bezużyteczna.Jako arystokraci od małego mogli liczyć na najlepsze miotły,także większość z nich już dawno przyzwało miotły i czekało na ich wypróbowanie,co nie umożliwiały im wyczyny Sylvi.
-Kto teraz?-zapytała Hooch,gdy brunetka w końcu raczyła zejść na ziemię.
Wszyscy podnieśli ręce,ale to Hermiona i Julia były najszybsze.Nauczycielka skinęła głową,aby chwyciły swoje miotły i po chwili przeszła do innej części dziedzińca,aby pomóc naczelnej niezdarze Hogwartu-Neville'owi Longbottomowi.
-Powodzenia szlamuś-powiedziała zaczepnie ruda,gdy obie szykowały się do lotu.
Hermiona zacisnęła mocniej ręce rączce miotły.Nie żeby ruszały ją takie obelgi,co to to nie.Po prostu sama panna Rose działała jej na nerwy.Oj jakże była wściekła,gdy pierwsza oderwała nogi od ziemi.Szybko jednak ją dogoniła.Jak na dziewczynę od mugoli zadziwiająco szybko nauczyła się przemieszczać czymś,co kiedyś kojarzyło się jej tylko i wyłącznie z pracami domowymi.
-Dziękuję-powiedziała brunetka,już na tej samej wysokości,co Julia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Żartujesz,prawda?-zapytała Julia.
-Nie,nie żartuje.
-Ale jak?
-Zwyczajnie-odpowiedział znużony już głosem Draco.
Cała trójka spojrzała na stanowisko zajmowane przez Pottera,Weasleya i Finnigana.Eliksiry są na tyle dla ślizgonów przyjazne,że Snape nic nie powiedział na ich oderwanie się od pracy.W końcu to nie Longbottom,czy Finnigan żeby ich karać za takie błahostki.Sam był równie wzburzony.Przewspaniały Harry Potter dostał się właśnie do drużyny quidditcha,bez jakichkolwiek ćwiczeń,a przyjmowanie pierwszoklasistów jest surowo zabronione.Wie o tym,ponieważ sam chciał wprowadzić parę zmian w składzie drużyny swojego domu.Nie,to nie tylko Potter mógł liczyć na coś takiego.
-Fajnie dostawać wszystko z powodu swojego nazwiska,co Potter?-krzyknął Draco zaraz po zadzwonieniu dzwonka,oznajmiającego przerwę.
-I kto to mówi...-mruknęła Granger.
-Oj szlamuś,skoro nie umiesz się uczesać to przynajmniej spróbuj trzymać język za zębami-dołączyła się Julia.
Hermiona nic nie odpowiedziała,przyśpieszyła kroku,by jak najprędzej oddalić się od swojej rywalki.Za nią wiernie popędziła oczywiście Sylvia.Teraz można było tylko potwierdzić wcześniejsze teorie panny Parkinson na temat nowych grup w Hogwarcie.Potter,Weasley i Finnigan zwykli być wszędzie razem ; Zayne,Granger oraz obydwie Patil również nie odtępowały siebie na krok.Poza tymi"osobistościami" wszyscy trzymali się wszystkich ze swojego domu,nie zważając na różnice wiekową.
-Mogłabyś choć raz okazać jakiekolwiek ludzkie uczucia,Rose-zaatakował Ron kuzynkę.
Ta zignorowała rudzielca,zarzucając swoimi włosami wprost przed jego piegowatą twarzą.
-I zachowywać się tak jak ty,Wieprzlej?Nie,dziękuję.
I odeszła ze swoją świtą.Kto mógłbym się spodziewać,że takim zachowaniem kogokolwiek do siebie nie zraziła,lecz co więcej,komuś zaimponowała?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Życie ślizgona nie było jakoś wyczerpująco trudne.Wystarczyło wzbudzać powszechną nienawiść i od czasu do czasu zajrzeć do innego podręcznika niż "Magiczne wzory i napoje".Uczniowie nawet się nie obejrzeli,a wrzesień dobiegł końca,po nim październik,a koniec tego drugiego miesiąca oznaczał tylko jedno-Noc Duchów.Lekcje tego dnia w ogóle się nie obywały,tylko pod wieczór odbywała się uroczysta uczta.Już od dnia poprzedzającego tą uroczystość,duchy,nawet te najbardziej strachliwe,wyszły ze swoich zakamarków.Rano 31 można było tylko powspominać ciche korytarze(o ile szkolne korytarze mogą być ciche)Hogwartu.Najwięcej hałasu i ogólne harmidru robił zdecydowanie Irytek.Wprost uwielbiał robić głupie dowcipy uczniowskiej społeczności,lecz z niewiadomych(dla niewtajemniczonych)powodów trzymał się z dala od Julii,Dracona i Pansy.Dlaczego?Trzeba tu przede wszystkim wspomnieć o znajomości,która łączyła Krwawego Barona z świtą Rose.Była to swego rodzaju umowa.Dzieciaki zobowiązały się w miarę możliwości pilnować,by duch zwany Jęczącą Martą trzymała się z dala od Barona.Za swoją "pracę" otrzymywali zapłatę w postaci suchych szat i braku bąbli od eliksirów.I też w Noc Duchów mieli swoją zmianę.Zaraz przed ucztą prawdopodobieństwo wpadnięcia na Martę wzrosło dwukrotnie.Z tego też powodu cała czwórka chodziła w tą i we tą czekając na otworzenie się Wielkiej Sali.Gdy to nastąpiło z duchem na czele popędzili do stołu Slytherinu.Marta za życia należała do Ravenclawu,co oznaczało jej przywiązanie do tego też domu,mające w ogólnym znaczeniu zobowiązanie do siedzenia,bądź latania tylko nad stołem krukonów.
-Pod stół!-zawołała jednak Pansy zaraz przed rozpoczęciem się uroczystości,kiedy martwa dziewczyna wleciała do sali.
Baron spędził w ukryciu większość uczty.Mimo obietnicy nie spoglądania na Martę,dało się wyczuć jej wzrok plądrujący stół ślizgonów.Niańki Barona wciągnęły szybko jedzenie,aby jak najszybciej znaleźć się w lochach,do których Marta ma surowy zakaz wchodzić.Gdy ostatnio to zrobiła,Flinch zmęczony ustawianiem mebli na swoje miejsce,złożył Dumbledor'owi długą wizytę,jakiej skutkiem był między innymi wspomniany wcześniej zakaz.Trójka ślizgonów wiedziała jednak o możliwościach martwej nastolatki i wybiegła pośpiesznie z duchem,depczącym im po piętach.
-Baronie!
Wszyscy odwrócili się na dźwięk piskliwego głosu.Czy ten duch naprawdę jest tak ślepo zakochany,czy po prostu lubi męczyć ludzi?
-Baronie!
Marta ruszyła ku ślizgonom.Uczniowie stali jak spetryfikowani,lecz nieboszczyk wziął nogi za pas(co było rzecz jasna przenośnią,duchy nie poruszają się na nogach).Za nim popędziła jego wielbicielka,ścigana przez trójkę pierwszoklasistów.Cały ten,jakże tragicznie śmieszny pościg,zwiedził prawie że cały zamek.Co trochę któreś z bladych dzieci wpadało na starszych kolegów,czy przenikało przez upiory.W końcu po niewiadomej liczbie upadków,dzikich okrzyków i boli nóg,duchy przeniknęły przez drzwi wejściowe,zostawiając za sobą resztę.
-Idziemy za nimi?-zapytała Pansy.Październikowe wieczory stanowczo nie należały do ciepłych i widnych,a co więcej,dyrektor uważał przebywanie na zewnątrz,nawet w dzień za bardzo niebezpieczne.
-Nie zachowuj się jak Longbottom,Pan-powiedział Draco-Oczywiście,że idziemy,prawda Rosie?
W odpowiedzi Julia pchnęła wielkiej drzwi.Pozostała dwójka szybko dogoniła ją na schodach.Pansy skarciła samą siebie za taki lekkomyślny czyn.Naprawdę jako jedyna ma chociaż krztę rozumu?
-Gdzie oni się podziali?
Ruda wyciągnęła swoją szyję,niczym żyrafa do liści.
-Las-odpowiedziała,zauważywszy srebrzystą postać przy drzewach.
Ona i Draco natychmiast skierowali się w tym kierunku,tylko pewna strachliwa szatynka stała w miejscu.
-To jest Zakazany Las!
Ruda odwróciła się raptownie,rzucając przy tym Draconowi porozumiewawcze spojrzenie.Pięć lat odbiło swoje piętno na ich życiu,znali się jak łyse konie,nie było niczego,czego by o sobie wiedzieli.W przypadku panny Parkinson nie było inaczej.Jej przyjaciele niejednokrotnie przekonywali się o jej strachach,co dla postronnych obserwatorów wydawało się być po prostu śmieszne.
-Dobrze,-oznajmiła Julia po chwili mierzenia się wzrokiem-jak już będzie siedzieć przy kominku w pokoju wspólnym,podczas gdy my będziemy ratować Barona przed tą natrętną okularnicą,to staraj się przynajmniej nas nie wydać.
Draco parsknął śmiechem.Co,jak co,ale Julia umie wzbudzić w kimś poczucie winy.Sam wielokrotnie przekonał się o jej "darze".
-Przestań,Rosie.Przecież nasz kochany Mopsik jest nam w stu procentach wierny,prawda?
Oboje wlepili oczy w skruszoną jedenastolatkę,nie przerywając przy tym swojego dialogu :
-No nie wiem,Smoku.Pansik tylko tak deklaruje swoją lojalność.Kto wie jak jest w rzeczywistości?
-No to jak?-zapytał blondyn,zarzucając ramię na szyję tchórza.-Pozwolisz nam,żebyśmy poszli sami wprost w paszczę lwa?
O gdyby tylko spojrzenia mogły zabijać podstępna dwójka już dawno leżałaby bez ducha na ziemi.
-Nienawidzę was-warknęła pod nosem Pansy,gdy potknęła się o gałąź rosnąca przy wejściu do lasu.
-Wiem,wiem-odparła lakonicznie ruda.
Poprzedniego dnia była potężna ulewa,dlatego żadnym zdziwieniem były kałuże spotykane na każdym kroku.Pansy najpewniej wpadłaby w  większość z nich,gdyby nie pomocna dłoń jej towarzyszy.Każde z nich musiało przyznać,że przedzieranie się przez ciemny las było jednym z ich największych poświęceń dla drugiego człowieka,co najważniejsze martwego człowieka.
-Tam jest-krzyknął Draco po minięciu ponad godziny od wyjścia z zamku.
-Powiedźcie mi proszę,że mam halucynacje.
Baron co prawda się znalazł,lecz był w nieco innym stanie,jakim go pozostawili.Poprawka,był w o wiele gorszym stanie.Mimo,że martwej nastolatki nigdzie nie było widać,trzymał się on kurczowo najwyższej gałęzi wielkiego drzewa.
-Baronie!-wrzasnęła panna Rose w jego stronę.Ani drgnął.
-Baronie!Baronie!
Wiedząc,że takie krzyki nie mają sensu Julia zbliżyła się do drzewa.
-Podsadźcie mnie.
-Jesteś chora?-zapytał Draco z nutką przerażenia w głosie.-To drzewo ma co najmniej dwadzieścia metrów!
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się tajemniczo na te słowa.Zrezygnowani Draco i Pansy,chcąc nie chcąc,spełnili prośbę rudowłosej.Nie można powiedzieć,że była typową arystokratką.W przeciwieństwie do pozostałych większość lat dziecięcych spędziła na drzewach otaczających Rose Manor.Szybciej,niż można by wypowiedzieć Julia Maria Rose,znalazła się na gałęzi zajmowanej przez ducha.
-Hej,Baronie-powiedziała wprost do jego ucha.
Ten jak oparzony spadł wprost na ziemie.Koło niego wylądowała zgrabnie Julia.
-Teraz możemy w końcu pójść do tego pokoju wspólnego?
Droga powrotna było o stokroć łatwiejsza z duchem,oświetlającym drogę.Parkinson z dumą mogła obwieścić,że wywróciła się zaledwie jeden raz,i to przez złośliwość Dracona.Właśnie strzepywała liście z płaszcza,gdy zza drzew rozległ się wrzask mrożący krew w żyłach.Nie można było określić do kogo albo do czego należał,ale można powiedzieć jedno-na pewno nie do człowieka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miało być pięknie,ślicznie i w ogóle,a wyszło jak zwykle.Ech.Rozdział króciutki,a i tak opóźniony.Nic tylko rzucić Avade...
~Quui

czwartek, 30 października 2014

Rozdział 2 : Slytherin durna czapko,Slytherin

 Słońce wisiało już nisko,gdy czerwony pociąg minął skaliste góry.Teraz droga była prosta.Jeszcze najwyżej pół godziny i dzieci siedzące w różnych przedziałach przekroczą progi Hogwartu.Niektórzy mieli to zrobić po raz drugi,piąty czy siódmy,ale byli tez tacy,którzy nigdy nie widzieli szkoły na oczy.Większość z nich wychylała szyje próbując zobaczyć,choć kawalątek zamku,a znaczna mniejszość czytała "Krótką Historię Hogwartu",jak Julia.Jej zimne palce dotykały nierównych stronic zatrzymując się za każdym razem,gdy pojawiło się na nim słowo "Hogwart".Nagle z korytarza rozległ się donośny głos :
-Za pięć minut będziemy w Hogwarcie.Proszę zostawić bagaże w pociągu,zostaną zabrane do szkoły osobno.
Julia znacznie zbladła,co w przypadku jej trupio białej karnacji było rzadkością.Poprawiła rude warkocze i dołączyła do tłumu na korytarzu.Jej wzrok szybko odnalazł przyjaciół,lecz ciało wolało pozostać na swoim miejscu.Pociąg zatrzymał się.Wszyscy,jeden po drugim wyskakiwali na peron.Nad drobną postacią Julii pojawiła się wielki,przerażający cień.Dziewczyna cofnęła się gwałtownie nadeptując przy okazji na czyiś but.
Odwróciła się,by przeprosić za swoją nie koordynacje ruchową,lecz zaraz zmieniła zdanie.Przed nią stał wysoki,piegowaty chłopiec o włosach tak samo rudych,co ona.
-Uważaj jak łazisz!-Krzyknął Ronald Weasley,jej kuzyn od siedmiu boleści.
-Uważaj jak się odzywasz.
Nagle znikąd pojawiła się grupa chłopców z Draconem na czele.Julia bez trudu rozpoznała jego towarzyszy.Blaise Zabini i Teodor Nott-arystokraci z południa kraju.
-Zostawcie go.-Powiedziała i rzuciwszy wściekłe spojrzenie na krewnego oddaliła się w kierunku wielkiego gajowego.
-Pirszoroczni za mną!
Ruszyli za olbrzymem,co chwila ślizgając się i potykając.Panowała ogólna cicha,choć spojrzenia,którymi wymieniali się Draco i Ron warte były miliona obelg.
-Zaraz zobaczycie Hogwart!-Oznajmił gajowy.
Cisza stopniowo ustępowała głośnym zachwytom.Ścieżka,którą do tej pory szli skończyła się,przed nimi rozciągało się teraz wielkie,czarne jezioro.Nie ono było jednak atrakcją,a wielki zamek znajdujący się na drugim brzegu.
-Po czterech do łodzi,ani jednego więcej!-Zawołał gajowy.Przy brzegu znajdowała flotylla łódek.Julia i chłopcy szybko wskoczyli do jednej z nich.
-Wszyscy gotowi?-Zapytał potężny głos.-No to...NAPRZÓD!
Wszyscy w ciszy czekali,aż łodzie pokonają odległość dzieląca ich od Hogwartu.Po najwyżej pięciu minutach łódzki przepłynęły pod bluszczem,który zasłaniał wejście do tajemniczego tunelu.Gdy się w nim znaleźli Julia wzdrygnęła się.Wokół panował mrok i wilgoć,czyli to czego najbardziej nienawidziła.Ulżyło jej trochę,gdy wyszli na suchy brzeg,do podziemnej przystani.Po omacku szli korytarzem,aż stanęli na murawę w cieniu zamku.Gajowy wyszedł przed nich i trzykrotnie uderzył swoją wielką pięścią w dębową bramę.Otworzyła się niemal natychmiast,ukazując czarnowłosą,wysoka kobietę ze sroga twarzą.
-Pirszoroczni to pani McGonagall.
Czarownica,McGonagall rzuciła spojrzenie na nowych uczniów i ruchem dłoni nakazała gajowemu,aby odszedł.Gdy już to uczynił brama otworzyła się szerzej ukazując sale wejściową.Na Julii,która wychowywała się w o niebo lepszych warunkach nie zrobiło to wrażenia,jednak kilka dziewcząt szeptało cicho o jej wymiarach.Zza drzwi można było usłyszeć głośne rozmowy i śmiechy,lecz McGonagall zaprowadziła ich do małej komnaty znajdującej się z zupełnie innej strony.
-Witajcie w Hogwarcie!-Zaczęła McGonagall po czym przez parę minut mówiła o Ceremonii Przydziału.Julia wiedziała o niej praktycznie wszystko.Stara,gadająca Tiara miała wybrać ich przyszłość przydzielając ich do jednego z czterech domów,ceniących sobie inne wartości.Aby trafić do Gryffindoru trzeba być odważnym i mężnym; Huffpuff szuka prawych i tolerancyjnych; Ravenclaw głupotę potępia,; Slytherin ceni czystość krwi oraz spryt.Ona sama skazana jest na ostatnią opcję co jest z jednej strony dobre,z drugiej złe.Ten dom jest uznawany jako najgorszy tylko dlatego,że to w nim był Voldemort,najpotężniejszy,a jednocześnie najokrutniejszy czarnoksiężnik naszych czasów.
-Wrócę kiedy będziecie gotowi - oznajmiła McGonagall.-Proszę zachować spokój.
I wyszła z pomieszczenia zostawiając ich samych.Julia poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku.Przydział odbywa się na oczach całej szkoły,jeden nieprawidłowy ruch i będzie wyśmiewana przez okrągłe 7 lat.Inni również byli przerażeni.Wszyscy stali jak po dostaniu czarem.Wszyscy oprócz rozczochranej dziewczyny z zębami jak koń,opowiadającej o ilości podręczników jakie zdążyła przeczytać od lipca.Julia poczuła zirytowanie,gdyby tylko ona opowiedziała o swojej książkowej wiedzy,to panna mądralińska zamknęła by się raz,a dobrze.
-Mogliby nam odpuścić,wszyscy wiedzą,że trafimy do Slytherinu-powiedział Draco.
-Nigdy nic nie wiadomo-odpowiedziała ruda nawet nie spuszczając wzroku z mądrali.Teraz uwzięła się na Pansy trując jej o Aquamentii,które będą praktykować dopiero na 6 roku.-Taka Pansy na przykład,na co dzień opanowana i pokojowo nastawiona,a dziś jest duże prawdopodobieństwo,że rozkwasi komuś nos.
-Biedna szlama.
Julia wlepiła wzrok w brunetkę.Już wie dlaczego jest taka przemądrzała,mieszańcy nie mogą pozostać w ciszy tylko zawsze wychodzą przed szereg,choć nie mają nic czym mogli by się pochwalić w przeciwieństwie do nich.
-Idziemy!-Ostry głos powrócił do komnaty.-Tiara nie będzie na was czekać godzinami!
Kolejna fala strachu ogarnęła małe ciało.Gęsiego wyszli na korytarz,aby po chwili ujrzeć Wielką Salę.Julia musiała przyznać rację blondynce idącej przed nią,sala wejściowa w porównaniu z Wielką Salą to szopa.Światło dawały świeczki wiszące nad każdym z czterech stołów pełnych uczniów.Pośrodku stał jeszcze jeden,przy którym siedzieli nauczyciele.To właśnie tam skierowała się McGonagall i kazała stanąć w szeregu,zwróconym ku uczniom.Z taką widownią nawet najśmielszy skuliłby się w sobie.Julia przytłoczona tym wszystkim wlepiła wzrok w zaczarowane sklepienie pełne gwiazd.Szybko jednak spuściła wzrok,gdyż poczuła na sobie czyiś wzrok.Spojrzała w bok słysząc przy okazji szept :
-Kto to?
Tak zaciekawiony jej osobą okazał się ciemnowłosy chłopak,którego spotkała u Madame Malkin.Nawet była do niego przyjaźnie nastawione,ale okazał się przyjacielem jej wroga.
-Julia Rose,lepiej się z nią nie zadawać,to rodowita Ślizgonka,a tacy zwykli maczać palce w czarnej magii.-opowiedział szybko Weasley.
Wspomniana dziewczyna musiała stłumić w sobie złość,ponieważ McGonagall właśnie stanęła przed stołem prezydialnym,kłótnia przed nauczycielem,a zwłaszcza na Uczcie Powitalnej mogła jej przysporzyć nie lada kłopotów.Biernie spojrzała na starą,brudną i postrzępioną tiarę leżącą na drewnianym stołku.Cała sala wpatrywała się w nią w oczekiwaniu,lecz ta nawet nie drgnęła.McGonagall rzuciła jej spojrzenie nieznoszące sprzeciwu i dopiero wtedy szew rozpruł się,tworząc coś na kształt ust.Czapka,o ie to możliwe wywróciła oczyma i zaczęła swoją pieśń :

Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwarta szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!

Po tej jakże długiej i przepięknie(lub też nie) zaśpiewanej pieśni sala zaniosła się oklaskami uczniów,a McGonagall chwyciła zwój pergaminu.
-Kiedy wyczytam wasze imię i nazwisko,dana osoba siada na stołku i nakłada tiarę.Abbot,Hanna!
Na pierwszy ogień poszła dziewczyna o różanych polikach i mysich włosach.Usiadła niezgrabnie na stołku i nałożyła tiarę.Po chwili wszystko było jasne.
-HUFFLEPUFF!
Stół stojący po prawej stronie wybuchł oklaskami i wrzaskami.Hanna usiadła przy nim witając się ze swoim nowym domem.Mijały kolejne przydziały.Wielu uczniów przybyło Slytherinowi i Gryffindorowi,jednakże Ravenclaw i Hufflepuff nie pozostawali w tyle.Ulżyło jej,gdy miss wiem wszystko Granger,Hermiona trafiła do Gryffindoru,ale pożegnała ze smutkiem River,Felice,która trafiła do Ravenclawu.Felice tak jak ona pochodziła z dobrej rodziny,więc Julia mogła sobie wyobrażać co tez przeczyta,bądź w najgorszym wypadku usłyszy w wiadomości od rodziców.Dla szanujących się rodów czystej krwi liczył się tylko jeden dom,był nim Slytherin.
-Malfoy,Draco!
Wybór był oczywisty i nikogo nie zdziwił.
-SLYTHERIN!!!
Ślizgoni powitali go serdecznie,lecz on ich zignorował zwracając całą swoją uwagę na dwójce przyjaciółek czekających jeszcze na swój dom.Po Pagel,Ben(Ravenclaw) przyszła kolej na Parkinson,Pansy.Decyzja była równie szybka,jak w przypadku Dracona.
-SLYTHERIN!!!
Julia wciągnęła i wypuściła gwałtownie powietrze.Dlaczego nie mogła mieć nazwiska zaczynającego się na jakąś inną literę?Była dzielna,w ogóle nie zwracała uwagi na wyczytywanych uczniów czekając na upragnione "Rose,Julia".Nagle stało się coś co zmieniło jej podejście.
-Potter,Harry!
Na sali zawrzało,wszyscy byli ciekawi jak to też wygląda sławny Potter,wszyscy włącznie z Julią.Wystąpił chłopak stojący do tej pory obok Weasleya.Tak,to Harry Potter o nią pytał,a ona nie skorzystała z okazji,aby się z nim zapoznać.
Tiara opadła Potterowi na zielone oczy i była tam znacznie dłużej,niż w przypadku innych osób.Gdzie trafi Chłopiec,Który Przeżył?Może wykaże się inteligencją i zasili szeregi Ravenclawu?A może będzie odważny,jak lew będący godłem Gryffindoru?Zdecydowanie wygrała druga opcja.
-GRYFFINDOR!!!
Gryfoni oszaleli z radości,jak jeszcze przy żadnym uczniu.Kolejni Weasleyowie,Fred i George powtarzali krzykiem : Mamy Pottera,mamy Pottera!
Te zdecydowanie zbyt głośne owacje zaskutkowały upomnieniem McGonagall.Gdy wróciła do poprzedniej czynności Julia zupełnie zapomniała o kolejności.
-Rose,Julia!
To jak stawanie przed sądem albo jesteś winny i trafiasz do totalnego piekła albo wręcz przeciwnie,jesteś bezkarny i na wolności ze swoimi.Usiadła na drewnianym stołku usilnie szukając miejsca,gdzie mogłaby zawiesić wzrok.Stół Slytherinu nie wchodził w grę,nie mogłaby znieść zawiedzionych min Dracona i Pansy.Przypomniała sobie o "chłopcu od Malkin".Potter tak jak pozostali patrzył na młodą Rose z wyczekiwaniem.Jego największym marzeniem było,aby Ron się pomylił i ruda usiadła koło niego jako gryfonka nie mająca pojęcia o czarnej magii.Julia miała jednak zupełnie inną wizje swojej przyszłości.Gdy Tiara opadła jej na nos powtarzała w myślach Slytherin.
-Musisz być niezwykle związana z tym domem,jeśli już od pierwszych chwil tak strasznie o niego błagasz.Ale czy stać mnie na wyrządzenie tobie takiej krzywdy?Masz cechy odpowiednie dla wszystkim domów.Życie staję się przedmiotem,gdy życie przyjaciół staję w ogniu niebezpieczeństwa,co wskazuje na Hufflepuff ; waleczne serce oraz własne poglądy,których jesteś w stanie chronić jak lew są godne prawdziwej Gryfonki; chęć zdobywania wiedzy,rozważne myślenie i pomysłowość to Ravenclaw ;jest też twój ulubiony punkt-Dom Węża,na pewno masz ambicje i spryt,a co najważniejsze czystość krwi.
Głos umilkł.Julia znowu zaatakowała.Slytherin był jak najlepszy wojownik,nie dawał za wygraną,walczył do końca.
-Co mam z tobą począć?-zapytała sama siebie tiara.Slytherin,durna czapko,Slytherin!.-Tym razem to tobie daje wybór,mam nadzieje,że wiesz czego chcesz.
-SLYTHERIN!
To co teraz czuła nie można opisać w żadnych,nawet najpiękniejszych i najbardziej wymyślnych słowach.Podreptała do stołu Slytherinu,gdzie trafiła wprost w ramiona Pansy.Tylko Draco wydawał się jakby bardziej oschły,niż kiedykolwiek wcześniej.
-Dlaczego siedziałaś tam tak długo?-Zapytał prosto z mostu.
Pansy natychmiast się odsunęła czekając na odpowiedź Julii.Gdy trafiła tam,gdzie ona zupełnie zapomniała o czasie w jakim Tiara nad nią rozmyślała.Ponad 5 minut.
-Nie umiała wybrać jednego.Powiedziała coś w style "Masz cechy wszystkich czterech domów".Głupie,prawda?
Pansy potwierdziła te słowa kiwnięciem głowy,lecz Draco nadal nic nie rozumiał.Jakim cudem Julia Rose-prawowita ślizgonka-mogła zostać hatstalls?
-Mógłbyś choć raz odpuścić-rzuciła Julia odwracając się,aby obserwować dalszy przebieg ceremonii.Trafiła na odpowiedni moment,Tiara znajdywała się na głowie Rona Weasleya.Było jasne,że będzie Gryfonem jak reszta żałosnych Weasleyów.Teraz czekały tylko trzy osoby.Blaise Zabini usiadł koło Dracona jako Ślizgon,Judy Zett była zaś ostatnią Puchonką.
-Zayne,Sylvia!
Sylvia okazała się być dziewczyną dorównującą wzrostem Ronowi.Podejście było złym słowem w tej sytuacji,ona praktycznie podbiegła do Tiary.Julia wiedziała teraz jak musiał wyglądać jej przydział.Sylvia co chwilę otwierała i zamykała usta,a czas się dłużył.
-GRYFFINDOR!!!
Julia nie mogła tego racjonalnie wytłumaczyć,ale gdy nowa gryfonka uścisnęła dłoń Pottera miała ochotę podejść do niej i wymierzyć jej konkretny cios w twarz.Profesor zabrała tiarę oraz stołek do pomieszczenia przylegającego do Wielkiej Sali.Powstał Albus Dumbledore.Rozłożył ramiona szeroko i uśmiechnął się promiennie,zwłaszcza na widok nowych uczniów.
-Witajcie!-powiedział.-Witajcie w nowym roku szkolnym w Hogwarcie!Zanim rozpoczniemy nasz bankiet,chciałbym wam powiedzieć kilka słów.A oto one : Głupol!Mazgaj!Mieć!Obsuw!Dziękuje wam!
I usiadł za stołem prezydialny.Starsi uczniowie wybuchli oklaskami i śmiechami,nowi byli lekko zaniepokojeni.Jeśli dyrektor tej placówki wygaduje takie rzeczy,to czego można się spodziewać po dalszej edukacji?
-Mam dziwne przeczucie,że mówił o Weasleyu-powiedziała Pansy nakładając zapiekani na talerz.-Ale ta Granger też nie lepsza,słyszeliście jak mi truła?
-Dwa słowa : sławny Potter-dołączył się Draco.
Cała trójka momentalnie zwróciła się ku stole Gryfonów.Potter siedział z Weasleyem i oczywiście Sylvią Zayne.
-A ja wam mówię,że największy problem będzie z Zayne.
-Przyznaj się po prostu,nie lubisz jej,ponieważ nie tylko ty będziesz hatstalls-rzucił Draco.
-Nie wszystkim obchodzi tylko sława.
Zmierzyli się wzrokiem.Od momentu ich pierwszego spotkania,czyli od przeszło pięciu lat ciągle kłócą się o to samo-popularność i styl bycia.Draco zawsze wyrzucał Julii jej niechęć do ludzi,ta nie pozostawała mu dłużna i nazywała pozerem.Pansy jako złoty środek ich godziła,lecz sama często dostawała po nosie.Tym razem postanowiła nie ryzykować,i gdy uczta dobiegła końca Julia i Draco byli na siebie śmiertelnie obrażeni.Ruda odetchnęła z ulga,gdy Dumbledore wstał,by wygłosić przemowę,pozwalającym tym samym udać im się do dormitoriów.
-Na koniec parę słów.Pan Flinch pragnie  przypomnieć o zakazie używania czarów poza salami lekcyjnymi.Próby do quiddtcha rozpoczynają się w drugim tygodniu semestru.Każdy,kto chce grać w barwach swojego domu,powinien zgłosić się do pani Hooch.Na koniec pozostaje tylko jedno.Wstęp do lasu otaczającego zamek jest surowo zabroniony.Las jest wyjątkowo niebezpieczny,zwłaszcza w obecnym roku.
Ostatnia uwaga wywołała zaciekawienie wśród wszystkich uczniów,i tych starszych co młodszych.
-Bo kogoś zaatakuje śmiercionośny dąb-mruknęła Pansy.
-Teraz pozostaje mi powiedzieć : dobrych snów!
Nowi Ślizgoni zeszli za Kylie Venus,prefektem tego też domu,do lochów.Przeszli na pewno ich większą część,gdy Kylie zatrzymała się przed kamienną ścianą.
-Pamiętajcie,że aby dostać się do pokoju wspólnego trzeba wypowiedzieć hasło.Obecne hasło to Czysta Krew.
Nikt nie skomentował banalności hasło,ponieważ obserwowali jak drzwi znikąd pojawiają się w ścianie.Zastali to co w tunelu,przez który płynęli,mrok i wilgoć.Nikt poza Julią zdawał nie robić sobie z tego większego problemu.Kylie pokazała chłopcom jedne drzwi,a dziewczętom drugie po czym ponownie wyszła na korytarz lochów.Julia i Pansy szybko odnalazły drzwi z napisem 1 rok.Dormitorium było tak jak pokój wspólny utrzymane w barwach szmaragdu i srebra.
-Mam dosyć-oznajmiła Julia rzucając się na pierwsze łóżko od drzwi.Ten dzień był niesamowicie długi,więc bez protestu oddała się w objęcia Morfeusza.Prawdziwy rok szkolny zacznie się dopiero jutro,a ona już wiedziała,że nie przyniesie nic poza problemami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie cierpię tego rozdziału.Musiałam w nim opisać Ceremonie Przydziału co jest dla mnie męczarnią.Jako że mam w zamiarze zmienić praktycznie całą fabułę powieści wydarzenie,które musiało być prawie takie samo sprawia mi ogromny problem.Jest to na pewno jednym z powodów długości rozdziału.Kolejny jest o wiele dłuższy i co najważniejsze w 100 % mój.Pojawi się gdzieś koło soboty oraz będzie okazją do "poznania" mojego własnego stylu pisania.
~Rosie
PS Wiem,że interpunkcja to mój słaby punkt! ;(




niedziela, 26 października 2014

Rozdział 1 : Jestem czarownicą

                      Hogwart                    

                      Szkoła                

                 Magii i Czarodziejstwa      

                Dyrektor : Albus Dumbledore         

                (Order Merlina Pierwszej Klasy,Wielki Czar.,Gł.Mag.,Najwyższa Szycha,Międzynarodowa Konfed.Czarodziejów)


  Szanowna Pani Rose,
  Mamy przyjemność poinformowania Pani,że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
                                                                                                          Minerva McGonagall
                                                                                                              zastępca dyrektora

-Mamo!
Drobna dziewczynka o płomiennorudych włosach wyleciała z pokoju.Czekała na tą chwilę od urodzenia.Brała stopnie schodów po dwa,aby jak najszybciej przekazać nowinę rodzicielce.Gdy nareszcie znalazła się w jej gabinecie rzuciła kopertę na biurko i wykrzyczała na całe gardło :
-JESTEM CZAROWNICĄ!
Kobieta będąca wierną,lecz znacznie starszą kopią Julii podniosła się z krzesła i szybko przeczytała list.Gdy skończyła przeniosła wzrok na córkę.W jej piwnych oczach lśniły łzy dumy.Otrzymanie listu oznaczało wyjazd do Hogwaru,który znajdował się z dala od Rose Manor.
-Wiesz kto jeszcze będzie chciał się o tym dowiedzieć?
-Tata!
Na twarzy dziewczynki zagościł wielki uśmiech.Richard Rose jest obecnie na zagranicznym wyjeździe zawodowym co oznacza,że nie można zawracać mu głowy listami.Julia strasznie cierpiała z powodu nieobecności ojca i chętnie wykorzystałaby przyjęcie do Hogwartu jako pretekst do kontaktu.Chwyciła pergamin i pióro.

   Kochany tato,
Wiem,że masz dużo na głowie,lecz zdarzyła się dziś rzecz niezwykła i jako dobra córka mam obowiązek poinformowania Cię o niej.Z samego rana do mojego pokoju zapukała sowa z Hogwartu.Tak.Dziś,31 lipca 1991 r. twoja Julia została uznana za pełnoprawną czarownicę.Mam nadzieję,że spotkamy się jeszcze przed wyjazdem.
                                                                                                                                                                       Całuję,
                                                                                                                                                                          Julia

Napisała ostatnie litery i wybiegła po swoją płomykówkę-Lumos.Gdy ją wypuszczała serce kołatało jej w piersi.Była czarownicą.Nie zawiodła rodziny.Jest czarownicą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ulica Pokątna była dziś niezwykle żywa.Może powodem tego był promienie słońca na nią padające,a może młodzi adepci magii przybywający po swoje szkolne rzeczy?Jednymi z nich była trójka bladych postaci idąca w kierunku sklepu Olivandera.Jasnowłosy chłopak otworzył drzwi i uprzejmie przepuścił swoje towarzyszki.
-Dzień dobry.
Rozległ się cichy głos.Po chwili w sklepie pojawił się starszy pan o wielkich oczach.
-Dzień dobry.
Powiedzieli niemal jednocześnie.Sprzedawca podszedł do nich.
-Czyli poszukujecie odpowiednich różdżek?
-Tak właściwie to tylko ja.Pansy i Draco odziedziczyli swoje.
Odezwała się rudowłosa Julia.Olivander przyjrzał jej się uważnie,a ona poczuła jak się czerwieni.Jej przyjaciele zaśmiali się cicho.Zwykle śmiała dziewczyna w towarzystwie obcych zawsze stawała się nieśmiała,jakby stała właśnie przed całym Ministerstwem.
-Tak.Julia Rose.Córka Madeleine,mahoń 13 cali i Richarda,wrzos i 11 i pół cala.Potencjalna uczennica Domu Węża,prawda?
Skinęła rudą głową.Pansy i Draco trzymali się już ledwo na nogach atakowani przez salwy śmiechu.Dziewczyna przysięgła sobie w duchu,że po wyjściu ze sklepu poważnie sobie z nimi porozmawia.W czasie,gdy ona pomstowała na towarzyszy Olivander wyciągnął z kieszeni długą taśmę .
-Która ręka ma moc?
-Lewa.
Wielkooki przyłożył miarkę do ręki dziewczyny.Po tym zmierzył jeszcze parę innych odległości,między innymi od nadgarstka do łokcia i ramienia do podłogi.W końcu po paru minutach taśma sama mierzyła obwód głowy,a staruszek przeszukiwał półki z wąskimi pudełkami.
-Dobrze.Proszę spróbować dębu i pióra feniksa.
Julia wzięła różdżkę i machnęła nią delikatnie.Zanim zdążyło stać się coś innego Olivander wyrwał ją z ręki brązowookiej.Zamienił ją na inną mówiąc tym samym :
-Wierzba i serce smoka.Osiem cali.
Chwyciła ją,lecz zaraz powtórzyła się sytuacja zaistniała przy pierwszej próbie.
-To musi być ta.Pióro Feniksa.Kolon.7 i pół cala.
Już znudzona tymi poszukiwaniami chwyciła różdżkę.Wniosła ją wysoko i machnęła w dół.Z jej końca wystrzelił snop iskier.Pansy i Draco przerwali swoją rozmowę,aby spojrzeć na poczynania przyjaciółki.Gdy zobaczyli światło rozchodzące się po ścianach zaklaskali głośno.
Julia zapłaciła siedem galeonów,a wytwórca różdżek odprowadził ich do drzwi.
-Nieźle Rosie.Jeśli tak dalej pójdzie to będziesz nam pomagać z zaklęciami.
Powiedział młody Malfoy.Julia uśmiechnęła się złośliwie.
-Kto tak powiedział?
-Ja.Przestańcie,bo musimy jeszcze zdobyć szaty i wstąpić do Magicznej menażerii.
Ucięła Pansy,przyśpieszając kroku.Pozostała dwójka rzuciła kąśliwe komentarze na temat jej zachowania i ruszyła za nią.
-Dlaczego do Magicznej menażerii?
Zapytała Julia.
-Obydwoje macie sowy.Tylko ja nigdy nie miałam żadne zwierzęcia,więc postanowiłam to zmienić.
-Naprawdę tak nienawidzisz zwierząt?
Draco w porę uniknął lecącej "Historii Magii" Bathildy Bagshot.Ruda zabrała ją z drogi i wrzuciła do kociołka Pansy.
-Jeśli tak będziesz traktować książki to daleko nie zajdziesz.
Szatynka weszła do Madame Markin ignorując tą nie do końca grzeczną uwagę.Towarzysze spojrzeli na siebie.Los stworzenia,które wybierze panna Parkinson leżał teraz w ich rękach.Gdy przekroczyli próg sklepu z szatami przyszła zabójczyni była mierzona przez przysadzistą kobietę ubraną w fiołkowy róż.Usiedli na różowej,pikowanej,ich zdaniem nieco tandetnej kanapie w ciszy obserwując pracę Malkin.W błyskawicznym tempie dopasowała szaty Pansy i Draco.Teraz przyszła pora na Julię.Jej kompleks niskiego wzrostu powrócił,gdy musiała stanąć na wyższym stołku.Wszelkie prace zbliżały się ku końcowi,kiedy złote dzwoneczki przy drzwiach zadzwoniły.Do sklepu wszedł ciemnowłosy chłopiec z zielonymi oczami skrytymi za drucianymi okularami.Wyglądał jakby był w wieku trójki dzieciaków.Ruda cierpliwie zniosła ostanie poprawki,zapłaciła za szatę i dołączyła do przyjaciół rozmawiających właśnie z nowo przybyłym.
-Cześć.
Powitała go.Ten odpowiedział skinieniem głowy.
-A to Julia.Również Ślizgonka.
Oznajmił blondyn.Niespodziewanie dostał sójkę w bok od pewnej drobnej,lecz jednocześnie silnej dziewczyny.
-Nie wiedziałam o twoich planach,Smoku.
-Jakich znowu planach?
-Słyszałam,że Tiara Przydziału jest używana tylko podczas Przydziału,a większość czasu spędza ma wymyślaniu piosenek.Uwierz mi,nie chcesz jej zastąpić.
-Bardzo śmieszne.
Powiedziała nowa Tiara Przydziału po czym ponownie spojrzała na okularnika.
-Mam nadzieję,że będziesz z nami w Slytherinie.To najlepszy wybór.
-To dyskryminacja innych domów!
Blondyn spojrzał poważnie na swoją przyjaciółkę.
-Wiem,że mnie nie cierpisz,ale zostawienie mnie samego z Pansy jest bardzo złośliwe i okrutne.
Julia odwróciła się,aby zobaczyć reakcje wspomnianej dziewczyny.Jakie było jej zdziwienie,gdy nie była za nią.
-Musimy już lecieć.Pa!
Rzuciła na pożegnanie wybiegając na Pokątną.Za nią podążył Draco.Byli już przy Esach i Floresach kiedy znaleźli swoją zgubę.Stała jakby nigdy nic,a na rękach trzymała brązową kulkę futra.
-Wiecie,że w Hogwarcie trzeba umieć dobrze organizować czas?Ja i Irys czekamy tu już od przeszło pięciu minut.
W śmiechu wrócili do Dziurawego Kotła.O ile Pansy będzie im towarzyszyć,to w szkole nigdy nie będzie nudno.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest i pierwszy rozdział.Muszę przyznać,że dobrze mi się go pisało,lecz zauważyłam pewne niedoskonałości.Na pewno nadużywam pewnych słów i mam problem z interpunkcją.Na dzisiejszy dzień mogę tylko obiecać poprawę. :)
~Rosie




czwartek, 23 października 2014

Prolog

Stał patrząc tępo w bliżej nieokreślonym kierunku.W głowie cały czas słyszał jej ostanie słowa : Przepraszam,ale to nie moja wina.
Nie myślał co robi.Bezmyślnie minął ciała zwolenników Pottera leżące bez duszy na kamiennej posadce.Cały zamek pogrążony był w grobowej ciszy.Tylko nieliczni ocalili szlochali cicho w kątach.Ruszył ku schodach.Teraz nie ma już nic,jest gotowy na wszystko.
-Hasło?
-Dumbledore.
Powiedział do kamiennego gargulca przed gabinetem dyrektora.Szybko pokonał spiralne schody i znalazł się w kolistym pomieszczeniu.Ścisnął malutką fiolkę.Teraz albo nigdy,powiedział w myślach i wlał przeźroczysty płyn do kamiennej Myślodsiewni.Wspomnienia zawirowały,a on wziąwszy głęboki wdech rzucił się w nie.Po chwili,która zdawała się być wiecznością znalazł się na marmurowej podłodze pokoju
Julii Rose.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam,witam!Z góry dziękuje za trafienie na moje żałosne wypociny.Jeśli to czytasz jest to znak,że jednak jest sens odstawiania tej całej szopki.A teraz pora na przyziemne sprawy organizacyjne.

Po pierwsze : Akcja toczy się w różnym czasie.Jest to okres od 1 do 7 roku nauki rocznika '80 w Hogwarcie.Między czasie odbywają się także różne retrospekcje.

Po drugie : Całe opowiadanie jest ostro poza fabułą.Jest co prawdą parę ważniejszych wydarzeń z książki ,a 4 rok jest prawie,że identyczny,ale już po tym jest zupełnie inny bieg
wydarzeń.Osoby,które nie tolerują takiego "olewania" są proszone siedzieć cicho. :)

Po trzecie : Julia Rose to postać w 100 % wykreowana przeze mnie.Nie opiera się na jakiejkolwiek postaci z Harry'ego Pottera.Jej historia jest cała zagwatmana i głównie na tym polega cały jej urok.

Po czwarte i ostanie(ufff) : Rozdziały będą dodawane nieregularnie.Może to być dwa razy,jak również raz na tydzień.

~Rosie